Bździułka
Musiałem solidnie pogrzebać w archiwum by znaleźć swoje ostatnie zdjęcia makro. Pochodzą one z - uwaga uwaga - 30 sierpnia 2015 roku. Gdy w ostatni weekend nadarzyła się w końcu okazja by zapomnieć o eventach i górskich spacerach, a zamiast tego wpaść do słonecznego ogrodu, nie bardzo wiedziałem jak zacząć fotografować. Po tak długiej przerwie zupełnie nie potrafiłem sobie wyobrazić jaki efekt chcę osiągnąć. Zapomniałem, że z aparatem trzeba ustawiać się tak, by nie zasłaniać sobie światła. Zapomniałem jakiego szukać tła, by nie odwracało ono uwagi od pierwszego planu. I jeśli komuś przez myśl przejdzie, że fotografia kwiatów jest banalna, bo kwiatek nie jest pędzącym samochodem rajdowym, niech sam przez dwie godziny w niewygodnej pozycji spróbuje schylać się w trawie z kilogramowym aparatem, dbając równocześnie o to, by milimetrowej grubości pręcik kwiatka nie wypadł z kilkumilimetrowej płaszczyzny głębi ostrości. A to ostatnie jeszcze przy zefirku gibającym kwiatkiem to w jedną to w drugą stronę. Po dłuższej chwili ręce słabną. Na próbę wystawiana jest cierpliwość, gdy po kilkudziesięciu spudłowanych kadrach kolejna bździułka też nie chce stanąć w bezruchu. I wtedy okazuje się, że emocje podczas fotografowania kwiatków są jednak sporo większe niż na grzybach. Jedynie z pajączkiem łatwo się współpracowało. Pająk w bezruchu opalał brzuch, a ja zupełnie go nie interesowałem.